niedziela, 17 sierpnia 2014

Grubo na Chudym.

      Miaaałłł...chrypliwe skrzypnięcie drzwi i jestem w szkolnej sali w miejscowości Ujsoły. Wchodzę, poznaję w cienkiej łunie latarki bielące się trampki kolegi. Dobra wczłapałem się do właściwej sali i kładę się na zarezerwowanym przez kolegów miejscu dla mojej spóźnionej osoby. Tu na tzw. glebie miałem się przespać dwie i pół godziny. Dojechałem na 23:00. Zasnąłem po godzinie, a pobudka o 2:!5. Sam start o 4:00 rano z miejscowości Rajcza, gdzie dowoziły nas autokary.
Start. Zdjęcie. fotomaraton.pl
      Wysadzili nas mówiąc delikatnie w rześką noc. Chwila dygotania i rozgrzewka na chwilę dała ulgę zmarzniętym kończynom. Start. Ruszyliśmy w czerwonej łunie światła rac. Oślepienie zamieniło się w mroczki na tle ciemnych gór. Czołówki mignęły- polecieliśmy w noc. 
      Na tym etapie leciało się z planem na 80
Zdjęcie. fotomaraton.pl
km. Tempo wolniejsze niż zakładałoby się w przypadku krótszej trasy. Jednak już po świcie i pierwszym mocnym słońcu wszystko się powyjaśniało. Dziś nie dam rady. Lampa była straszna. Wychodząc na autokar w ostatniej chwili zdecydowałem się na zostawienie kijków. Okazało się to wielkim błędem w obliczu moich braków siłowych na podejściach. Na szczycie Wielkiej Raczy sprawa była już jasna. Nie walczę tylko robię mocny trening na 50 km. Po 40 minutowym popasie ruszyłem do mety.  Nie czułem się z tym dobrze psychicznie, ale tak było najrozsądniej. Wyciągnąłem wnioski. Wracam do "przerzucania żelastwa" zwłaszcza na uda. Doświadczenie, to taka rzecz, która przychodzi z czasem tak samo, jak uzupełnienie braków np. siłowych. 
Zdjęcie. fotomaraton.pl
     Co do widoków- przepiękne! Wyjątkowo udało się nie trafić na burze i deszcz jak to jest już w zwyczaju na tej imprezie.
       To tak krótko o Chudym Wawrzyńcu.
      Za trzy tygodnie 100 km w Biegu 7 Doli i walka na śmierć i życie. 
To jest mój cel od października zeszłego roku.

Film niebawem.

Miłego! 

Zdjęcie. Piotr Dymus.