środa, 15 października 2014

Bieszczady- co się tyczy tamtej dziczy.

      Bieszczady, Cisna...wspinam się błotnistym zboczem uciekającym zdradliwie z rejonów torów kolejki wąskotorowej w zacienioną gęstwinę drzew. Błoto, wilgoć i ogólnie pojęta breja klei się do butów starając za wszelką cenę pozostawić mnie w samej skarpecie. Po pierwszej nocy w górach, sobotnim porankiem wybieramy się wraz z fotografem Pawłem oraz Elwirą na rekonesans trasy, która za niecałe 24 godziny weźmie nas w swoje objęcia na ponad 50 kilometrów. Marzyło mi się zrobić kilka ciekawych ujęć do materiału wideo. Pogoda przecież słoneczna, a jesień już bardziej wdzięczna niż teraz, to nie będzie. Dawno nie byłem w Bieszczadach. Ostatnio moje wyjazdy w góry, to właściwie sam granit. Dziś mogę trochę odetchnąć, porozglądać się, bo jutro nie będzie na to czasu. 

      Dobry kochanek, to taki, który potrafi długo, umie przycisnąć, fascynuje, jest tajemniczy, pozostawia w dobrym momencie i powraca czule. Taki jest ultra Maraton Bieszczadzki. Tu nie da się nudzić. Wysoko oceniam ten bieg pod względem zarówno widoków, jak i urozmaicenia trasy. Odcinki asfaltowe dają możliwości tym ze zdolnościami szybkościowymi, natomiast silni biegacze mogą się popisać na niebotycznym nachyleniu podejść. Wszystko to okraszone promieniami słońca i barwami jesieni- takiej w najlepszym wydaniu. Bajka!

     
Fot. Paweł Sławski/ Przegląd Sportowy
 
         Po raz kolejny sprawdza się fakt, że warto przejrzeć sprzęt przed startem. Osobiście nie mogłem wyjść ze zdumienia w momencie chęci podjęcia współpracy z moimi kijkami- niestety- nie udało się. Teleskop tak się zakleszczył, że nie było mocy, by go wyciągnąć. Na nic szukanie obcęgów u organizatorów na trasie. 
         Poza wspomnianym epizodem wszystko poszło jak miało pójść. Miało być żwawo- było. Miało być bez napinania- było. Niedoleczona kostka tylko raz dała znać o sobie na zbiegu- jej zdradziecka ucieczka w bok została jednak powstrzymana przez wcześniejsze oklejenie taśmami...i całe szczęście. 
      Bardzo się cieszę sukcesem Ani, dla której to był debiut na takim dystansie. Wybrała dość ambitny bieg, ale poradziła z nim sobie- w swoim stylu- czyli z wielkim uśmiechem. Uwielbiam inspirujące momenty, a na tym wyjeździe było ich kilka.
      Ludzie, to jednak wielka wartość dodana w takich eskapadach. Środowisko Ultra w takowych obfituje- radosnych, pozytywnych, życzliwych i optymistycznych. Z drugiej strony niezłomnych i w jakiś sposób szorstkich, niczym ociosanych naprędce siekierą starego drwala. Zawsze jest mi miło chłonąć "to coś" przebywając na takich imprezach, obracając się wśród takich indywidualności. Tu przypomina mi się postać "Pana z koroną", którego polecam odnaleźć w bieszczadzkich albumach przeglądowych :) 
Fot. Paweł Sławski/ Przegląd Sportowy
    Oprócz samych zmagań sportowych pracowałem nad materiałem wideo, który niebawem udostępnię TUTAJ. 

       Kocham bieganie, kocham przyrodę i mam szczęście poznawać wspaniałych ludzi. 
Jestem szczęśliwy.
...i tego Tobie życzę. 
Jeśli jesteś na początku swojej drogi biegowej, to pamiętaj, że gdzieś tam czai się wielka przygoda. Tak wielka i fascynująca, że sam już Ci jej zazdroszczę. Nie łam się niepowodzeniami, nie przejmuj się oceną innych tylko miej marzenia i spełniaj je. 

Do zobaczenia na trasie Ultrasie :)

      

2 komentarze:

  1. Bardzo fajny tekst! Najpierw wzruszyłeś, a potem rozbawiłeś Panem w koronie, żeby nie było zbyt ckliwie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi to słyszeć od PRO. Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń