Jest wreszcie zima. Może to dziwne, że cieszę się w kontekście biegania (ale nie tylko bo na dniach jadę powspinać się w góry). Tak, bieganie po skrzącym, zamarzniętym, łamiącym się niczym lukier na pączku śniegu jest trochę magiczne.
Co najbardziej w tym uwielbiam? Magię lasu- głuszę, niepojętą ciszę nawiedzaną raz po raz trzaskami zmrożonej kory drzew niosącej się echem na setki metrów. Uwielbiam ślady zwierząt na śniegu, ich odgłosy z oddali. Uwielbiam ciepłą herbatę z termosu...parę z ust niczym kłęby dymu.
Nawet czas zwalnia niczym zamrożony jakby chciał ocalić przed przemijaniem te ulotne chwile.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz